Jak sama mówi, jej „przygoda z siatkówką” tak naprawdę dopiero nabrała rozpędu. Jest obecnie czołową środkową ŁKS-u Commercecon i reprezentantką kraju. – Zawsze byłam taką osobą i dużo pracowałam na to, żeby się po prostu tutaj znaleźć. Nigdy nie miałam niczego podanego na tacy. Także cieszę się, że swoją ciężką pracą doszłam do tego miejsca, w którym jestem – podkreśla Kamila Witkowska.
*z Kamilą rozmawiał Kamil Kacprzak, student Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego
Odpadnięcie z Ligi Mistrzyń było na pewno słodko-gorzkim doświadczeniem, ale kończyłyście tę przygodę z podniesionymi głowami.
Kamila Witkowska: Wiedziałyśmy, z kim się mierzymy w spotkaniu z Vakifbankiem i wiedziałyśmy też, że jak pojedziemy tam, to zastaniemy trudniejszy teren niż u nas. Wiedziałyśmy, że ten dwumecz będzie naprawdę trudny, ale wydaje mi się, że i tak można go ocenić bardzo pozytywnie. Wyciągnęłyśmy z niego bardzo dużo pozytywnych doświadczeń i to na pewno się przełoży na naszą polską ligę. Założenie przedsezonowe było takie, żeby ugrać jak najwięcej się da w Lidze Mistrzyń, żeby zbierać doświadczenie, a skupić się na naszej polskiej lidze i na Pucharze Polski. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i każdy z tyłu głowy miał, że może akurat ten mecz będzie tym przełomowym i uda nam się chociażby spróbować seta czy dwa wygrać. Faktycznie było blisko.
No właśnie, bo jednak jakby nie patrzeć, te dwa mecze to dwie porażki 0:3, ale w samych setach to było bardzo wyrównane spotkania. Tak naprawdę jeden set, w którym widać było dużą różnicę, a pozostałe dwa razy na przewagi, dwa razy do 23 i raz do 22. Można się zatem zastanawiać, bo było tak blisko, a jednak czegoś zabrakło. Czego?
– Trudno ocenić, czego zabrakło. Może jedna czy dwie piłki, dwa błędy więcej drużyny przeciwnej, czy dwa więcej skończone ataki z naszej strony siatki. Po prostu walczyłyśmy, ile się dało, ile miałyśmy sił w rękach i nogach. Jednak to one były w zeszłym roku triumfatorem rozgrywek, tak że zespół nie będzie schodził z jakości czy profesjonalizmu. One dalej będą walczyły o najwyższe trofeum.
To trzeba na pewno docenić, że po prostu zagrałyście jak równy z równym. Co by nie było, pięciokrotne zwyciężczynie Ligi Mistrzyń, obrończynie tego trofeum i absolutny w ostatnich latach potentat. Bardzo duża klasa z waszej strony, ale w takim razie ten dwumecz tylko jeszcze bardziej was zmotywuje do zdobycia tytułu.
– Myślę, że nie dosyć, że nas zmotywuje, to jeszcze pokazał nam, w którym miejscu jesteśmy, a to miejsce naprawdę jest na wysokim poziomie. Jeśli będziemy utrzymywały nadal dyspozycję, formę i będzie nam dopisywało zdrowie, to naprawdę możemy powalczyć z najsilniejszymi zespołami i być może cieszyć się z tego, co założyłyśmy sobie przed sezonem. Mam nadzieję, że naprawdę będziemy utrzymywać tę formę, tworzyć fajny kolektyw, bo to może przynieść efekt.
Przechodząc od teraźniejszości do początków – jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką? Czy to było tak, że od zawsze trenowałaś i chciałaś iść właśnie w tym kierunku czy nie do końca?
– Nie, moja przygoda z siatkówką zaczęła się dosyć przypadkowo. Koleżanka zabrała mnie na trening siatkarski, gdzie kompletnie nie wiedziałam, co zrobić ze swoim ciałem. Byłam bardzo wysoka, bardzo szczupła i bardzo nieskoordynowana. Pasjonowała mnie lekkoatletyka, wydawała się dosyć łatwa technicznie, jeżeli chodzi o moje braki koordynacyjne. Ale później koleżanka skończyła z graniem, a ja poszłam dalej, ze względu na to, że byłam wysoka. Może ktoś zauważył we mnie jakiś talent, a może po prostu predyspozycje wzrostowe i jakoś ruszyła ta karuzela. Kompletnie nie spodziewałam się, że będę w tym miejscu, w którym jestem w tej chwili, że będę reprezentować nasz kraj i że będę grała w jednym z najlepszych klubów w Polsce. Nie spodziewałam się tego pierwszy raz dotykając piłki w Kościanie.
Zawsze byłaś najwyższa w klasie? Ten wzrost był od początku?
– Nie dosyć, że najwyższa w klasie, to chyba najwyższa w szkole… z dziewczyn na pewno.
A gdyby nie te warunki fizyczne, to zostałabyś siatkarką? Jak myślisz, czy wtedy mogłoby się wszystko inaczej potoczyć?
– Myślę, że mogłoby się tak nie potoczyć, bo jednak wzrost dał mi przepustkę, żeby pójść dalej. Koleżanka wyglądała dużo sprawniej fizycznie niż ja, a przez to, że nie miała wzrostu, nie była brana też pod uwagę w wyższych klasach rozgrywkowych. Nieskromnie powiem, że dużo zawdzięczam samej sobie i temu, że zawsze ambitnie podchodziłam do tego, co robię. Zawsze byłam taką osobą i dużo pracowałam na to, żeby się po prostu tutaj znaleźć. Nigdy nie miałam niczego podanego na tacy. Także cieszę się, że swoją ciężką pracą doszłam do tego miejsca, w którym jestem.
Jakie to jest uczucie reprezentować swój kraj? Tak jak mówiłaś, nawet się nie spodziewałaś, że dojdziesz do takiego momentu.
– Moja kariera, a raczej przygoda z siatkówką nabrała tempa dopiero w tym roku. Tak naprawdę poczułam smak tej reprezentacji, którą próbowałam poczuć wcześniej. Wiadomo, że pierwsze pojawienie się w kadrze też było bardzo emocjonujące. Dużo takich pozytywnych rzeczy, ale później ta nasza kadra wyglądała różnie. Nie zawsze wszyscy chcieli jechać na kadrę, ale teraz zmieniło się diametralnie wszystko. Teraz każdy chce być w kadrze i teraz jest ta kadra taką, którą chyba mają różne inne kraje sięgające po największe trofea. I to cieszy, że nasza drużyna wygląda dużo lepiej, że zaczęła się też liczyć w Europie, po tych mistrzostwach świata. Mam nadzieję, że i ten rok będzie dla nas bardzo owocny. Cieszę się, że w tamtym sezonie występowałam w narodowych barwach. A to, że mistrzostwa świata były u nas w Polsce, to było przefantastyczne. I bardzo dziękuję kibicom za to, że stworzyli taką atmosferę, bo nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądało. Wiadomo, że sukcesy też przyciągają kibiców, ale na pewno dużym plusem było to, że kibice się po prostu tym zainteresowali. Zauważyli, że mamy potencjał w tym, co robimy, że się staramy, że będziemy walczyły do końca, do każdej piłki. I że przyszli tak samo tłumnie na nasze mecze, jak tłumnie przychodzili na męską reprezentację. To bardzo cieszy. To były takie emocje, to były takie dreszcze! Nikt nie chciał z nami grać, również ze względu na to, że kibice po prostu robili bardzo dobrą robotę na trybunach i pokazywali, że nas niosą. Super emocje i naprawdę chce się tam być jeszcze raz. Mam nadzieję, że uda się i w tym sezonie.
Na mistrzostwach świata doszłyście naprawdę daleko. Uważacie to za sukces, czy jednak to był sukces na ten moment, ale mierzycie jeszcze wyżej?
– Prawda jest taka, że przed mistrzostwami świata różne były nasze myśli. Wydaje mi się, że jedyną osobą, która wierzyła w to, że możemy powalczyć z najsilniejszymi, był nasz trener. To on zaczął nam pokazywać, że nasza wiara też musi iść w tym samym kierunku, równo z nim. Pokazywał nam, że po prostu z każdym możemy spróbować, jak tylko zmienimy nasze myślenie. To cieszy i na pewno pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. Myślę, że siódme miejsce na świecie jest sukcesem. Wracając do ostatniego meczu mistrzostw świata, na pewno jest niedosyt. Nawet czasem słyszę jeszcze gdzieś na ulicy, że ktoś wspominając mistrzostwa świata mówi o tym, że oglądał i że tak mało brakło. I cały czas się mówi: tak mało brakło. Ja mam nadzieję, że to nie są ostatnie mistrzostwa świata, na których Polska występuje, że uda się też pojawić na igrzyskach i powalczymy tam, pokażemy się z jak najlepszej strony. Najpierw musimy się tam jednak dostać.
A cele na tegoroczne mistrzostwa Europy?
– O tych celach jeszcze nie rozmawiamy, to jest jedna rzecz. Druga, że wszystkie mecze teraz są bardzo ważne, liczy się kwalifikacja na igrzyska. I tak naprawdę, można nawet powiedzieć, że VNL (Liga Narodów) staje się dużo ważniejszą imprezą niż na pewno była w poprzednich latach. Mistrzostwa Europy to mistrzostwa Europy i każdy by chciał znowu powalczyć, pokazać się z jak najlepszej strony. Myślę, że na wszystko jest szansa i po prostu musimy ciężko pracować. Sezon jest długi, mamy fajną kadrę i przede wszystkim super sztab, który na pewno już układa treningi i pomysły na to, jak to ugryźć, kogo powołać, jak to wszystko ma wyglądać. Ja liczę i wierzę w to, że naprawdę będzie dobry wynik.
Tobie, jako środkowej, co sprawia większą satysfakcję – soczyście wbity w parkiet gwóźdź czy bardzo udany blok?
– Właśnie ze względu na to, że jestem środkową, to chyba jednak blok.
Nieprzypadkowo trzykrotnie wygrywałaś trofeum najlepiej blokującej naszej ligi…
– Tak, to prawda. Bardzo się cieszę z tego powodu, że ten blok zawsze był moją siłą. Mam także nadzieję, że i w ten sposób, w play-off postraszymy naszych przeciwników.
Grałaś w wielu zespołach w naszej lidze. W którym z miast żyło ci się najlepiej?
– Jeżeli chodzi o miasto, to przyznam szczerze, że chyba w Rzeszowie. Ze względu też na to, że jak byłam we Wrocławiu, to był covid i ciężko mi oceniać miasto pod tym względem, bo było po prostu totalnie wyciszone. Łódź jest bardzo specyficzna i charakterystyczna na mapie naszej Polski. Nie jest tu też źle (śmiech), są bardzo fajni ludzie, ale miasto jest dosyć poszarzałe.
Czyli Łódź tutaj przegrała, ale inaczej jest w tabeli i oby dla was tak pozostało do końca. W takim razie życzę do końca sezonu już tylko wygranych meczów, a w przyszłym Liga Mistrzyń i może wtedy się uda zrewanżować Turczynkom?
– Jeżeli będziemy oczywiście w pierwszej trójce, to ta Liga Mistrzyń się pojawi. Zobaczymy, kto zostanie u nas w klubie, jak to będzie wyglądało, jaki będzie pomysł prezesa oraz trenera na ułożenie składu. Ale myślę, że już pokazałyśmy, że polskie zespoły i polska liga naprawdę liczą się w świecie.